Ostatnia kreska ratunku
Politycy nasi kłócą się o dekomunizację nie dostrzegając wyjścia najprostszego: firma konsultingowa proponuje powołać na stanowisko Prokuratora Generalnego Tadeusza Mazowieckiego. Istota naszego pomysłu sprowadza się do odrzucenia błędnego założenia o sprzeczności komplementarnych w istocie idei grubej kreski i dekomunizacji.
Jak wiadomo, główny kłopot w przeprowadzeniu dekomunizacji polega na braku stosownych przepisów, co siłą rzeczy powoduje, iż trzeba by ją było przeprowadzać z obrazą zasady lex retro non agit. uchwalić stosowne ustawy, a następnie badać, czy przeszłe postępowanie podejrzanych nie było z nimi sprzeczne.
Takiej procedury nie sposób uznać za praworządną, ale też nie ma żadnej potrzeby, abyśmy mieli się w nią wikłać. Nasz kandydat na stanowisko Generalnego Prokuratora to polityk o wykształceniu prawniczym, człowiek o idealnych na to stanowisko cechach charakteru: twardy, uparty i dyskretny. Nie znosi pospiechu i wszystkie swoje posunięcia planuje z wyprzedzeniem. W ten właśnie sposób powstał tzw. „plan grubej kreski”, mający stanowić solidną bazę dla przeprowadzenia dekomunizacji.
Dobry myśliwy to nie ten, który odważnie wejdzie w środek wilczej sfory, aby dać się zeżreć, ani ten, kto z okna pociągu – choćby pędzącego do przystanku „Niepodległość” – dziesiątkuje karabinowym ogniem stada bizonów; przeciwnie, wytrawny myśliwy wie, jak zwierza wywabić z matecznika, aby wyszedł na strzał.
Plan grubej kreski cechowała oczywiście pewna perfidia: chodziło o zmniejszenie czujności zwierza i poniekąd zachęcenie go do wchodzenia w szkodę. I na efekty nie trzeba było oczekiwać: całe stada przedstawicieli byłej nomenklatury wyszły na żerowiska. Banki, spółki, centrale handlu zagranicznego stały się terenem żerowania, a zwierzyna wyzbyła się jakiejkolwiek płochliwości. I w tej chwili mamy już sytuację klarowną: zamiast jakichś podejrzanych artykułów ewentualnej ustawy dekomunizacyjnej można zastosować broń równie prostą, co niezawodną – najbardziej elementarne przepisy kodeksu karnego dotyczące zagarnięcia mienia.
Strategia grubej kreski stanowiła zarazem fundament państwa prawa: było oczywiste, że dla prawdziwych przedstawicieli nomenklatury jest to pojęcie niezrozumiałe, i na tym polegała zasada zastawionej przez naszego kandydata na Generalnego Prokuratora pułapki: towarzysze z ochotą oddali władzę, znęceni perspektywą sprywatyzowania na swoją rzecz społecznego majątku, puszczając mimo uszu zapewnienia, iż za takie rzeczy trafia się do pudła, i to w charakterze kryminalisty, a nie w aureoli więźnia politycznego, którego zwolnienia ktoś się będzie domagać.
Przeciwnicy ustawy dekomunizacyjnej trafnie podnoszą, iż jej konstrukcja musiałaby utrudniać czy wręcz uniemożliwiać wyodrębnienie spośród byłej nomenklatury ludzi uczciwych, o ile znaleźli się w jej szeregach – i oto dostrzegamy, jak chytry był podstęp z grubą kreską: w tej chwili sprawa jest klarownie jasna – ludzie uczciwi nie kradną, nawet jak mają po temu okazję.
I dlatego członków byłej nomenklatury, którym w ciągu ostatnich dwu lat nie przykleiły się do ręki społeczne pieniądze, można z czystym sumieniem uznać za pełnoprawnych i wartościowych obywateli III Rzeczypospolitej.
Zgłaszana przez nas propozycja obsady stanowiska Prokuratora Generalnego powinna znacznie ułatwić skomplikowane zadanie, jakim jest obecnie tworzenie koalicji rządowej: każde ugrupowanie, które chciałoby przeciwko naszemu pomysłowi wystąpić, ściągnie na siebie brzydkie podejrzenia. Naszej kandydaturze przyklasnąć musi zarówno ZChN, jak i SdRP – jak powszechnie wiadomo, głównym celem tej partii jest udowodnienie, że z wszelkimi nieprawościami byłej nomenklatury nie ma nic wspólnego, jej działacze i członkowie to skromni socjaldemokraci – przeto udział w rządowej koalicji to krecha u wyborców. Ale przyznajmy: posłowie chłopscy stoją przynajmniej przed wyborem uczciwym i klarownym: jedni wybiorą rządowe posady, inni opozycyjną popularność i następną kadencję.
W znacznie łatwiejszej sytuacji jest Unia Demokratyczna, która nie tylko nie jest widmem zaprzaństwa zagrożona, ale wręcz jest na nie immunizowana jak żadne inne ugrupowanie: zdołała sobie wypracować umiejętność zajmowania stanowiska tak niejasnego, żeby sama nawet nie wiedziała, że się czegoś zapiera. Zupełnie bowiem nietrafnie uważa się Lecha Wałęsę za autora słynnego już bon mot’ u, „jestem za, a nawet przeciw” – przecież trzeba politycznej ślepoty, aby nie dostrzec, że przez prawie dziesięć lat terminował on nie u kogo innego, tylko u Mazowieckiego i Geremka.
I właśnie z tego powodu trudno się dziwić, że to Geremek desygnowany został przez prezydenta na szefa rządu, a mecenas Olszewski tygodniami nie może się podobnej propozycji doczekać. I Jeśli się okaże, że obecny kryzys gabinetowy skończy się wprowadzeniem przez prezydenta rządów silnej ręki, to wielce prawdopodobne, że będzie to ręka Bronisława Geremka. I nie będzie w tym żadnego zaprzaństwa, a raczej powrót do sierpniowych korzeni.
15 grudnia 1991
« Walc Jan, Ostatnia kreska ratunku, 1 grudnia 1991, Wokanda, cykl felietonów : Z ekspertyz firmy konsultingowej, przedruk: "Ja tu tylko sprzatam", Warszawa 1995